Calves gift-wrapped in tasteful nylon
Shoulders clad in flowing black
Wickedly, dreams of you pile-on,
Lonely days of want still stack

Handsome devil deals
aces in your dreams
run, you cannot hide
all your faith has died

Lie, proclaiming wishful love
Seek the life you still dream of
Till death finally does you part
suffocate your lonely heart

Pray to gods blind to your grace
Hope a miracle one day
Sweeps away your self-made sorrows
Brings a brand-new, bright tomorrow

Spreadsheet princess, you can’t count
What you’ve lost and live without
Had your chance to take the leap
golden chains put you to sleep

wyrzuć z siebie przykazania, aksjomaty
z ambon grzmią złote myśli jak armaty
księgi, pasje płoną ogniem harlekinów
kto ma rację, gdy ciężar gwiazd sklepienie zgina

a Ty po prostu całe życie szukasz mnie
może kiedyś w końcu odnajdziemy się
yinn i yang, w psychotycznym, nagim śnie
może kiedyś skończy się płochliwy bieg

spowiedz mi wszystkie swoje grzechy,
aż po świt, harmonizuj me oddechy
nie przemilczaj, szeptaj, wzdychaj, całuj
nie przestawaj, cały świat czerwienią maluj

a ja po prostu całe życie szukam Cię
może kiedyś w końcu odnajdziemy się
yinn i yang, w psychotycznym, nagim śnie
może kiedyś skończy się płochliwy bieg

jesteś bogiem, jesteś blisko,
tuż za progiem, jesteś blisko,
gasisz trwogę, jesteś blisko,
już zostaniesz, jesteś wszystkim

ja wciąż błądzę, wszystko jedno,
siebie sądzę, wszystko jedno,
ręce drżące, wszystko jedno,
nie przestanę, wiem na pewno

spójrz przed siebie, z prochu w proch pędzimy
głowa cięższa, serce mniejsze każdej zimy
przysiąc mogę, jeszcze wczoraj byłem sobą
dzisiaj każda klatka myśli błyszczy Tobą

Man the guns
hot steel tears through the bones

under the scorching sun
parade of nameless sons

red clad boats
fire in the sky

the private froze
this is no way to die

mangled flags
line their final beds

clips and mags
fill dreams fueled by meds

Przebijam się na drugą stronę
z kieliszka zapomnienie sączę
wszystkie koszmary są wyśnione
wszystkie pragnienia wciąż gorące

Pukam w rzeczywistość
czy ktoś tu jeszcze jest
czy w mojej głowie wszystko
co piękne roi się

Fraktale budzą mnie ze snu
budować każą, nie wiem co
pytałem o to mędrców stu
przykazań dostałem też sto

oh mordercy oświeceni
sny o raju skradli nam
wszyscy bogowie straceni
nikt już nie otworzy bram

kto krew zmyje z naszych rąk
kto odgrzeszy, gdy krzyż pusty
anioł jeden żyje wciąż
sześćset sześćdziesiąty szósty

Wyryte w sercu śpią
zapomniane w świetle dnia
odciski Twoich rąk
czułe słowa z dawnych lat

Trwaj w bieli satynowej
nie szeptaj, nie mów nic
dawno na drodze nowej
ja myślę wciąż gdzie iść

sepią zarastają
wszystkie moje wspomnienia
lata przemijają
nic wokół się nie zmienia

jesteśmy dziećmi niewidzialnej propagandy
w bańkach kłamstw zaczyna się i kończy dzień
ktoś zapomniał nam powiedzieć: nie ma prawdy
więc wciąż gonimy po jaskini ścianach cień

spójrz w ekran, piękno, luksus, białe suknie, gracja
filtry na zdjęciach, nic nie przefiltruje serca
wokół plastykowych gwiazd świat się obraca
zera, jedynki to najlepszy dusz morderca

wersja dwa-zero, awatary Twoich myśli
w cyberprzestrzeni niewolnicy zapomnieni
oni już wiedzą co nazajutrz Ci się przyśni
przed bankomatem Twego czasu ustawieni

“jestem jedyna “z okien szarych chcesz obwieszczać
gdy w Twej kieszeni lepszych kopii sto tysięcy
obrazów jeszcze więcej w głowie chce zamieszkać
Twoich kompleksów feed jest pełen od miesięcy

Z każdym like’iem rośnie w siłę
Księga twarzy, złodziej myśli
serce zmienia w lodu bryłę,
czarny motyl elektryczny

czerwień na ustach i walizka czernią lśniąca
pewny krok, jak na wybiegu hit miesiąca
złoto, brylanty, ci najbliźsi przyjaciele
szeroki przestwór Styksu w Afrodyty ciele

powiedz czy szpilki krwią podbite
zabiorą Cię na szczyty świata
a kiedy wszystkie będą już zdobyte
przekonasz się czy wciąż potrafisz latać

kupony odcinając swej młodości
jedną i tysiąc zabiłaś w sobie miłości
żadne serce z lodu nie jest, nawet Twoje
nie mów mi że nic Cię nie kosztują te podboje

powiedz czy szpilki krwią podbite
zabiorą Cię na szczyty świata
a kiedy wszystkie będą już zdobyte
przekonasz się czy wciąż potrafisz latać

w końcu zegary wskazówkami zaczną ranić
Twoje odbicie w mieście nocy sepią zblednie
kto wtedy będzie tutaj żeby Ciebie zbawić
na boso księżycową smugą w dal odbiegniesz

powiedz czy szpilki krwią podbite
zabiorą Cię na szczyty świata
a kiedy wszystkie będą już zdobyte
przekonasz się czy wciąż potrafisz latać

jak pociągnąć to
gdy pomysłów na dzień brak
dzisiaj czujesz samo dno
jutro szybujesz jak ptak

gdzie mam teraz pójść
gdy u boku wolnostan
jak mam zostać tu
gdy zgubiłem życia plan

dni, tygodnie, kalendarze
minionych dni nikt nie wymaże
przed siebie brnij, jeden dzień na raz, pod prąd
kiedyś odpłyniemy stąd

nie wiem nadal kto
jest po drugiej stronie drzwi
pukam, krzyczę, na nic to
cisza, ciemność, niby nikt

przebić kiedyś chciałbym się
drugiej strony zasmakować
zastanawia często mnie
co tam może się gotować

dni, tygodnie, kalendarze
minionych dni nikt nie wymaże
przed siebie brnij, jeden dzień na raz, pod prąd
kiedyś odpłyniemy stąd

spust pociągasz tylko raz,
wilczy bilet w jedną stronę
skoro dostałeś swój czas
uczyń jutro niestracone

jeden krok postawić możesz
wybór dnia, minuty zrobić
czasem lepiej, czasem gorzej
tak pozbędziesz się swej trwogi

all the stars have shuffled off
the spotlight’s on, the stage is yours
ler us see what you’re made of
voice is shaking, age does show

remember the first time you skinned your knee
the whole world was there in a second to see
uncles, doctors, band-aids, pills
for a moment, life was still

you’re in caring hands, you cry
someone’s holding your hand tight
cards with scribbles say “do fine”
soft blanket, tea, and you’re alright

first love, aching on your own
silent rooms and empty halls
you reach out, they try to help
do not cross, personal hell

scream for doctors, try to stop
blood still gushing out your heart
walk the ledge, hoping to drop
everybody’s way too far

glide through crimson paragraphs
sometimes paper’s all you got
scribbles, masochistic paths
as in poems, in heart rot

slow down, darling, choose to be
throw that skull into the closet
try, survive, and you might see
after years a way to close it

until then walk earth alone
day-to-day saves brittle minds
one stone in your heart’s small load
many more in life you’ll find

gdyby Cię kochała, byłaby teraz z Tobą
gdy to powiedziałaś, wtedy zrozumiałem
te wszystkie chwile gdy nie byłem sobą
te wszystkie szanse których nigdy nie miałem

gdybyś mnie kochała, przez ogień byś pobiegła
myśli i rozsądek na wiatr w mig rzuciła
cała reszta świata po prostu by zbledła
gdybyś choć przez moment zakochana była

“zapomnisz”, mówiłaś, odnajdziesz się jeszcze
myślałaś że tym samym ogniem płonę
tymczasem w milionie słow nie streszczę
ile co noc myśli dla Ciebie wciąż ronię

w moim umyśle zamków ze szkła
żaden huragan nie umknie w niepamięć
każde fiasko miejsce tu ma
“kocham, zapomnę”, ucieknę i skłamię

pretty pretty, brittle glass
all the skeletons come home
smeared up make-up, wine in flasks
thoughts are loud when you’re alone

in the dark the pressure’s rising fast
you hear your heartbeat through the noise
you wonder if it’s gonna last
you pray to hear somebody’s voice

turn on the telly, hear the news
the world’s on fire, come what may
to sleep or cry you cannot choose
you swear you’ll snap one of these days

take your pills, relive the thrills
of nights without an end in sight
draw the curtains, write the will
you weren’t born for sweet delight

odpal papierosa
jak kiedyś rankiem w mieście królów
na Twych rzęsach rosa
nie było wtedy w świecie bólu

zaspane oczy, krok wciąż chwiejny
głęboki wdech, mgła mnie wypełnia
Ty tak prawdziwa, a ja wierny
na oczach klapki, w uszach wełna

zatłoczone bary,
stolarska w dymie, popielniczki
Twe uśmiechu czary
Stare Miasto, trzy papryczki

samotności strach doskwiera
diabła rozdanie w snach powraca
choć nie chcesz, karty swe wybierasz
czy czasem nie zgubiłaś asa?

niewysłane listy
serce pompuje atrament
to co wiedzą wszyscy
ja odkrywam wciąż nad ranem

wino, nylon, puzzle proste
nie ułożyłem ich na czas
teraz woda już pod mostem
Wisła, Ty, ostatni raz

suffer prisms of our chemistry
where once were two now there’s the wicked three
you lay awake, then lie in dreams of me
the only place where we can both be free

caress the glass, it’s all you get tonight
nothing will change, though I still thought I might
flatten the wrinkles on your white night satin shirt
instead I tear my heart apart and spill the dirt

labyrinthine corridors spell lonely nights
I still remember you, there’s more in me to die
I rake my brain, the cruel janitor of thoughts
it isn’t real, and never was, that’s all she wrote

corral your eerie thoughs and pile them up
gather your every doubt, it’s time to stop
now light the pyre, dance through the flames and feel it burn
the bright catastrophe, two hearts that took wrong turns

put the ashes in a jar on the top shelf
and every now and then when you’re all by yourself
remember all the pasts that you could have received
don’t put them on a scale, please just forget and live

Gdzieś jest po drugiej stronie
gdzieś za kurtyną z mchu
myśli błogie pustkowie
nie uświadczysz tu dróg

czy czasem chcesz zaniechać
rozpuścić w świetle się
nie czuć, nie chcieć, nie czekać
nie znać już siebie, mnie

geometria lasu, matryce nieskończone
tkwisz w miejscu wciąż, nieważne, w którą pobiegniesz stronę
gdy Wielki Budowniczy, do ucha szepcze Ci
przez parę chwil nie liczy się absolutnie nic

za rękę Gaję weź,
ona Twój strach ukoi
nie pytaj, dawaj, bierz,
umieranie nie boli
ktoś kocha Cię nad życie
i nigdy nie zrozumiesz
póki na czyśćca szczycie
ego nie ofiarujesz

geometria lasu, matryce nieskończone
tkwisz w miejscu wciąż, nieważne, w którą pobiegniesz stronę
gdy Wielki Budowniczy, do ucha szepcze Ci
przez parę chwil nie liczy się absolutnie nic

poskładaj w końcu się
z kawałków świadomości
teraz rozumiesz że
żyjemy w samotności
dusze przez klucza dziury
na siebie spoglądają
aż znów ulecą w chmury
i w bieli się spotkają

geometria lasu, matryce nieskończone
tkwisz w miejscu wciąż, nieważne, w którą pobiegniesz stronę
gdy Wielki Budowniczy, do ucha szepcze Ci
przez parę chwil nie liczy się absolutnie nic

It’s all over the Gram, news quite peculiar,
she never thought someone would dare to so sully her.
Lies pouring out into the ether,
dark, angered masses starting to eat her.

And what is her fault, just that she meddled,
to perfect strangers her fragile grace peddled?
Merchants of bodies, click farms of content,
no matter the praise, she’ll never be content
with what she gets in return for her soul.
Poor little heart on society’s dole.

Among all the hatred, among all the vitriol
she sometimes forgets that those judgements are virtual.
Menawhile the tears and the pills and the scars
are all that she sees now under the stars.

One day she’ll stumble over her fame,
there won’t be a single person to blame.
Tears will still trickle, but tears not of hers.
No one will “follow” nor “like” the black hearse.

Juz nie wiem co jest prawdziwe, a co nie.
Codziennie jawa przeplata się ze snem.
Nadzieja umiera ostatnia, a nim umrze, boli.
Papieros za papierosem, czas płynie powoli.

Chciałbym zasypiać, śnić o Tobie w blasku
marzeń daremnych, a klepsydry piasku
nic nie zatrzyma, wszystko się kończy.
Los nie wybacza, już wysłał list gończy.

Mówisz, że minie, jak w jesieni liście,
opadnie maska i spojrzę przejrzyście.
Pryzmat pryzmatem, rozbiję go w złości
lecz nawet tym nigdy nie zgaszę miłości.

Miną lata, obrócimy się w proch,
lecz musisz wiedzieć, zrozumieć to:
dla jednego z milionów byłaś wszystkim,
dla jednego Twe czary nigdy nie prysły.

Mermaid graceful, laugh at will,
resurrect me, make all still.
Eyes spark deep in brightest black,
I get lost till stone heart cracks.

Didn’t think yet next disaster
my damned fate could ever muster.
Dream deep blue, fall soft and fast,
stake my poor soul, if I must.

Into lust laced depth I wander,
never twice I stop and ponder
how I’ve walked that path before…
Nevermind, I must walk more.

Catch the high tide, ride the wave,
watch me burn and watch me crave,
never willing, but accomplice.
This love never shall become bliss.

Brian Eno - Ambient 1: Music for Airports

This is the cooldown music. This is laying on the floor with your arms and legs crossed out. Feel the coldness under your shoulders. The calm, sleepy but attentive contemplation following the mystical insanity of a shamanic experience. After the visit in the land of the Dead, you’re back on Earth again. Safe and sound, with so many brand new thoughts consuming your psyche. Just let the gentle piano notes lead the insight into what has been learned, as you safely fall in and out of hypnagogia over and over again. You can rest now.

The music brings images of an expansive white atrium. An art gallery? A cosmodrome? The waiting room of an afterlife? It is filled with a low murmur of tens of people shuffling around. They go about their business as usual, but they tactfully keep their voices low - they can feel the solemn air of the place.

I was up there. Where the free rejoice. Where there is no time. Feelings free-floating through space. A cosmic collective of souls that lost the shell of the ego. I could hear the heavenly music, bassy and foggy, reaching me gently, caressing me. The lights and colors blinking steadily like some kind of cosmic disco. And I knew at that moment that this is where I will go once I die. Far up there, higher than clouds, higher than the sun, where nothing reaches but pure energy, I will join the pool of light… and I will finally feel whole.

chcialbym kiedys skoczyc w lustro
zyc na opak jeden dzien
moze tam już nie jest pusto
może nie istnieje cień

ciągle mi się przywidują okruchy dni
pryzmatem rozsiane a Ty
echem rozbrzmiewasz w mroku
odgłos Twoich kroków
po cichu ze mnie drwi

szklanki w rzędzie nieskończonym
znieczulenie już nie działa
szukam z lustra drugiej strony
pieśni która sens by miała

kiedyś jednym uderzeniem
ciszę łamiąc tuż o świcie
lustro stare w pył zamienię
kryształowe skończę życie