chcialbym kiedys skoczyc w lustro
zyc na opak jeden dzien
moze tam już nie jest pusto
może nie istnieje cień
ciągle mi się przywidują okruchy dni
pryzmatem rozsiane a Ty
echem rozbrzmiewasz w mroku
odgłos Twoich kroków
po cichu ze mnie drwi
szklanki w rzędzie nieskończonym
znieczulenie już nie działa
szukam z lustra drugiej strony
pieśni która sens by miała
kiedyś jednym uderzeniem
ciszę łamiąc tuż o świcie
lustro stare w pył zamienię
kryształowe skończę życie